Wydarzenie
opowiedziane
przez znajomą. Krakowskie Targi Książki, wszyscy pod krawatem,
sweterki w stonowanych barwach, nikt się nie wychyla. Pojawia się
Andrzej Stasiuk, w
dresach, delikatna
konsternacja wśród części odwiedzających targi.
Poza? Zapewne. Prowokacja?
Również. Przede wszystkim jednak jest to rodzaj komunikacji z
otoczeniem. Stasiuk zdaje
się mówić:
patrzcie, jestem pisarzem, w miarę dobrym pisarzem, ale zarazem
jestem w pewnym
sensie także dresem,
siedzącym na przystanku PKS i popijającym tanie trunki. Jestem
reprezentantem Polski
B. Tak więc sacrum
przemieszane z profanum, zachodnie standardy przemieszane z obrazem
podupadłego wschodu Polski. Nie inaczej jest w ostatniej książce
Stasiuka pt. Wschód.
Rekomendacja
na ostatniej stronie okładki zachęca do odbycia wraz ze Stasiukiem
podróży na Podlasie, ku „wschodniej ścianie”, i
dalej, do Rosji, do Chin, do
Mongolii.
Podróż odbywa się w
dwóch płaszczyznach. Jedną z nich są nazwy geograficzne,
topografie miast i
dzikich terenów,
roślinność lub jej brak, wiatry i susze. Z drugiej strony obcujemy
z autorem, jego przemyśleniami,
jego spojrzeniem na większe i mniejsze problemy przeszłości i
współczesności, zarówno
te intymne, jak i społeczne. Stasiuk „zanurza się”
w określony rejon geograficzny w sposób jak najbardziej fizykalny,
by „wypłynąć” na jego powierzchnię z całym bagażem
przemyśleń i spostrzeżeń.
Jarmarki
na Podlasiu w latach sześćdziesiątych, ukazane jak w piosence
Maryli Rodowicz, zestawione ze współczesnym obrazem imitacji
galerii handlowych na obrzeżach Polski. I tam, i tu
błyskotki, niepotrzebne nikomu na dłużej rekwizyty banału i
tandety. Tam produkowała je inicjatywa prywatna,
szkalowana przez komunistyczne państwo, tu wszystko jest made in
China albo może made in PRC. Z obserwacji tamtego i tego
przechodzi Stasiuk myślami, i zarazem z plecakiem, do
współczesnych Chin. Według niego już nawet nie współczesnych,
ale futurystycznych Chin, zaspokajających swą
narodową produkcją każdą banalną, komercyjną zachciankę.
Spoglądając na przygraniczne chińskie miasto-widmo, zwiastujące
przyszłość regionu, przenosi się na obrzeża zardzewiałej i
zabetonowanej Rosji oraz na tereny nomadów Wschodu – do Mongolii. W
tym trójkącie widzi przeszłość, teraźniejszość i przyszłość
krańca Azji.
Stasiuk
w swoich spostrzeżeniach ukazuje dojrzałość charakterystyczną dla
ludzi z dużym bagażem doświadczeń. Pozornie nic nie znaczące
zestawienia, podobne do przykładowych podlaskich jarmarków i
odległej Azji, pojawiają się raz za razem na kartach Wschodu.
Widać obrzeża Warszawy z jej wschodnim płucem, Pragą, w oddali
zaś nowoczesne wieżowce zachodniego brzegu Wisły. Widać resztki
PGR-ów pośród wspomnień kolektywnej pracy i
sowieckich żołnierzy, jedzących kury razem z pierzem. Widać
matkę, oddającą się w ręce Radia Maryja, widać dawne i
współczesne cerkwie. I wszystko to w większym lub mniejszym
związku z tym, co tajemnicze, czasami mroczne, czasami
groteskowe. Z Azją namaszczoną tymi samymi skazami komunizmu jak
wiele miejsc w Polsce, jak wielu ludzi tam i tu.
Przytoczone
tematy i sposób ich ujęcia pokazują Andrzeja Stasiuka jako
człowieka, który jest w stanie znaleźć w tym „wschodnim
chaosie” metodę, jakąś podskórną zasadę działania maszynerii
mentalno-ideologicznej. Możliwe, że czytał Zapiski oficera
Armii Czerwonej Sergiusza Piaseckiego, ale nie prowokuje swoich
czytelników do uśmiechu. Wschód jest pomyślany jako podróż
w drugą stronę, w opozycji do Zapisków..., w strony
rodzinne czegoś nieokiełznanego. We wchłonięciu tej atmosfery
pomaga Stasiukowi Wykop
Andrieja Płatonowa. Płatonow
pozwala
mu odczuć wschodnią
mentalność, która
kształtowała
przestrzeń
przemierzaną i doświadczaną przez Stasiuka. Parafrazując
popularną opinię o Rosji, można powiedzieć, że Wschód to nie
obszar geograficzny
tylko stan umysłu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz